Wypiliśmy kawę za jedno peso czyli za 16 groszy.Taxówka nie przyjechała, mimo, że byliśmy umówieni. Ponoć to się nie zdarza. Niemniej jednak wystarczyło wyjść na ulicę z plecakiem, by zatrzymał się samochód i zapytał o podwózkę. Tym razem trafiliśmy na Chevroleta wykończonego wewnątrz białą skórą. Kierowca podrzucił nas za 10 CUC na dworzec Viazul, Tam razem z dwiema Izraelkami wynajęłyśmy taxi collectivo za 20 Cuc od osoby do Vinales. Kierowca swoją starą furą pędził 140km na godzinę po pustej, dziurawej autostradzie. Co najśmieszniejsze po drodze mijaliśmy panów, którzy stali przy autostradzie i oferowali pieczone kurczaki. Nierzadko również można było ujrzeć wóz konny, bądź rower jadący pod prąd, ze względu na lepszą nawierzchnię. Kraj bez przepisów drogowych, gdzie samochody,i inne pojazdy kołowe czy konne lub bydlęce ważniejsze są od pieszych, odwrotnie niż w Europie. Łatwo zginąć na drodze. Ludzi przewozi się głównie w colectivo taxi ( turystów) ale miejscowi jeżdżą albo na pace ciężarówki, albo w zatłoczonych autobusach, do których cudem można wejść. W Vinales wcale nie trudno znaleźć domek,wszystkie są na wynajem. My tylko wyszliśmy z taxówki a przed domem witało nas już kilka pań, wybraliśmy zielony maleńki domek z dwoma bujaczkami. Pani, która nas gościła była przecudownie przemiła. Już dawno na naszej drodze nie spotkaliśmy osoby tak kochanej. Obdzwoniła swoje znajomości, by zorganizować nam na popołudnie wycieczkę konną w na plantacje tytoniu. Wycieczka kosztowała 20 CUC od osoby. Ale była warta wszelkich pieniędzy. Rudobrązowa ziemia, kontrastująca z zielenią roślinności i przecudnym niebieskim niebem. Mogoty górujące nad nami,kolibry przelatujące nad głowami, śpiew ptaków, kozy,świnie, małe pisklęta biegające pod nogami koni. Przeprawa przez strumyk, a także postoje na drineczka pośrodku pola z tytoniem. Zamówiłam COCO-LOCO czyli rum w kokosie. Pycha.
Po 5 godzinach jazdy konnej, w domu czeka nas kolacja, langusta w sosie pomiodorowym. COŚ WSPANIAŁEGO! Za 10 CUC/os, jemy Langusty, przepyszną zupę z miejscowych warzyw, ryż z czarną fasolą, talerz sałatki oraz deser. Wieczorem idziemy do "centrum" wioski, gdzie jest internet ( łatwo go rozpoznać po tłumach z telefonami), tam pijemy rum z Hiszpanem i decydujemy się iść na kubańskie szaleństwo. 4 cuc cudzoziemcy, 20 pesos miejscowi. Podajemy się za miejscowych i tańczymy najlepszą salsę w życiu.