Mimo, że kocham Lizbonę, to nie była zbyt łaskawa tego wieczoru. Przywitała nas ulewa, a my bez parasolki szukalismy małej uliczki na Alfamie... przemoczeni do majtek-dosłownie. Wysuszyliśmy się i ruszyliśmy na miasto na Bairro Alto, gdzie czekał na nas Joao.
Zaprowadził nas do mojego ulubionego pubu sprzed 6 lat, gdzie od dawien dawna niezmiennie za barem stoi pan po 60-tce, który wygląda na Anglika. Oczywiście zawsze gdy tam szłam, mówiłam, że wygląda jak typowy Inglisz gaj. Tym razem też mnie poznał. I powiedział z angielskim akcentem " Would you like a cup of tea?" Oczywiście Pan jest Portugalczykiem i robi najlepsze Mohito na świecie 0,5 l za 3 Euro ( najtaniej na Bairro Alto) Bar znajduje się na Rua da Atalaia 155. Na tej ulicy znajduje się również bar gdzie śpiewane jest fado. Polecamy!
Bairro Alto zmienilo się przez 6 lat, jest czynne tylko do 3 w nocy, a nie do świtu jak dawniej. Nie jest już tak tłocznie, choć mozna wciąż spotkać wielu ciekawych ludzi. Cała magia przeniosła się na Pink Street na Cais do Sodre, które już nie ma tego "czegoś". Ale Joao znalazł taką fajną knajpkę, w której Dj puszczał świetną muzykę a ja roztańczyłam całe towarzystwo! :D było dobrze, a bawiłam się tak jak 6 lat temu... Spotkałam nawet 3 dziewczyny, które przyjechały na erasmusa, mieszkają w tym samym akademiku co ja, studiują to samo i mają tą samą opiekunkę praktyk. Jakież to było miłe.