Po zasięgnięciu informacji, która plaża ładniejsza czy Cayo Jutias czy Cayo Levisa, wybieramy Cayo Jutias. Bo bliżej, bo na Cayo Levisa potrzebna jest przeprawa promem, a Cayo Jutias i Cayo Levisa to ponoć takie same plaże. Wybór dość prosty.Taxi colectivo 15 CUC od osoby. Dość drogo, ale po dotarciu na miejsce wiemy już dlaczego. Odcinek 60 km jechaliśmy 2,5 godziny.Droga wyglądała jak po bombardowaniu, jechaliśmy głównie poboczem, bo droga delikatnie mówiąc nie była przejezdna. Jechaliśmy slalomem omijając dziury, obijając głową o sufit. Po drodze mijaliśmy samochody, które wypuszczały swoich pasażerów na zewnątrz by mogli w spokoju zwymiotować. Takiej drogi jeszcze nigdy w życiu, ani nigdy już później nie widzieliśmy. Po drodze mieliśmy również kontrolę policji, bardzo częste zjawisko na Kubie. Policja kontroluje Kubańczyków na każdym kroku. W drodze na plażę widzieliśmy ludzi orzących pole wołami z pługiem. Na miejscu rajska, prawie bezludna plaża... Woda o kolorze seledynowym i wiszące nad nią ciemne, deszczowe chmury. Niestety ulewa nas nie ominęła. Padało prawie godzinę, ale przeczekaliśmy deszcz pijąc Pina Coladę. Przyznam szczerze, że na Kubie czuję się mega atrakcyjnie. Nie wiem czy dlatego, że jestem turystką, czy naprawdę wzbudzam takie zainteresowanie. Ale codziennie po kilka razy zostaje zaczepiona przez miejscowych,obsypują mnie komplementami. Czytałam przed wyjazdem, że to bardzo szczodry naród i nie szczędzi nikomu miłych słów, nie są nachalni, myślę, że specjalnie nie chcą nikogo wprawić w zakłopotanie , ale za każdym razem czuję się nieco niezręcznie, może dlatego, że to w Polsce dość rzadkie zjawisko.
Gdy ulewa minęła i wyszło słońce, można było swobodnie sobie poleniuchować na białym piasku.
O godzinie 16 wyjechaliśmy, by zdążyć przed ciemnością, większość samochodów nie ma świateł, a drogi są nieoświetlone, ciężko jeździć po wyrwach kiedy nic nie widać.
Po 18.30 jesteśmy już w Vinales, nasza kochana Pani czeka już na nas z przepyszną zupą, rybą, dodatkami i deserem. DO tego smaczne Mojto