Havana, ostatnie chwile, spacerujemy po mało uczęszczanych przez turystów ulicach. Głównie murzyńskie dzielnice, wszędzie brzydko pachnie, nawet obecność kwiaciarek sprzedających kwiaty, nie zabija zapachu. Ale i to ma swój urok. Wszystko do siebie pasuje. Havana... pełna kontrastów. 15:10 mamy lot.
W samolocie tak długo patrzę w okno, aż dostaję przykurczu szyi, a Kuba zlewa mi się z chmurami. Oczy mam pełne łez. Zostawiam tam wyobrażenie siebie takiej, jaką zawsze chciałam być. Im więcej o tym myślę, czuję, ze niedługo znów postawię swoją stopę na kubańskiej ziemi.
Meksyk znów wita nas swoją ogromnością, Mamy 6 godzin czasu na przesiadkę. Wsiadamy w Metrobus za 30 pesos i jedziemy do centrum. W centrum jemy meksykańskie tacos, idziemy pod najsłynniejszą katedrę, włóczymy sie bez celu po starówce i wracamy na lotnisko. Wycieczka za 30 pesos :D
Autobusy były również za 6 pesos. Ale różniły się tym od tych za 30, że w środku nie było uzbrojonej po szyję policji. Zresztą wszędzie było widać policjantów, którzy ostentacyjnie nosili przy sobie broń.