trzeci ostatni dzień, postanowiliśmy poświęcić na park Montjuic czyli tzw. żydowskie wzgórze.... wysiedliśmy na placu hiszpańskim i pomaszerowaliśmy na kawkę. Lubię kawę esspresso, którą nauczyłam się pić w Lizbonie... niemniej jendak nic mi nie zastąpi smaku Uma Bica i Pastel de nata...
po krótkim relaksie w kafejce La Madeira idziemy do MNAC... czyli Muzeum National de Art de Catalunya, skąd widać północną część miasta... stamtąd spacerem idziemy do muzeum etnicznego a stamtą pieszo na La Ramblas... chceliśmy przejechać się peirwotnie na kolejce liniowej, ale spacer był dużo przyjemniejszy... gdyż po drodze zahaczyliśmy o teatr grecki i ogrody, gdzie stał domek typowo śródziemnomorskiego stylu :)
Ostatniego dnia również warto było spróbować katalońskiej kuchni... więc zamówiliśmy ryż z owocami morza.Okazał się bardzo dobry, ale z całego dania i tak najbardziej mi smakowały przepyszne oliwki :)
A gdzie było Bastaixos, którego nie mogliśmy zauważyć? oczywiście przy wejściu, na drzwiach.... co zobaczyliśmy dopiero po przyjeździe do domu na zdjęciach.... czyli jak to by podsmuowała Kasia- żal.pl