Ostatni dzień poświeciliśmy na Cabo Giraoi zwiedzanie FUNCHAL, Cabo Girao, najwyższy klif na świecie. Zapierający dech w piersiach widok. Wszędzie pełno turystów narodowości polskiej w wieku emerytalnym. Przy punkcie widokowym Pan grający na flecie, w wielkim brzuchem między kolanami, przygrywające radośnie zwiedzającym.
W Funchal spotkaliśmy się na GALAO z Januszem i Lucyną. Pozwiedzaliśmy starówkę, głównie Rua Santa Maria w poszukiwaniu syrenki namalowanej na drzwiach.
Katedra, fort, mercado.
Najfajniesze jest Mercado, oczywiście pełno tu takich, co probują wcisnąć ci wszystko, za wysoką cenę. Ale pierwszy raz w życiu jemy tu marakużę (hehe).
Uwieńczeniem dnia jest knajpka JACQUET znajdująca się na samym końcu Rua Santa Maria. Słynąca z charyzmatycznej kucharki i kelnera. Serwująca głównie owoce morza i Espadę. PRZEPYSZNE!!! Najlepsza ryba jaką jedliśmy kiedykolwiek i gdziekolwiek!!! Duża porcja dla dwóch osób, piwko do tego 19,80 E.
Musisz zjeść do końca, czego pilnuje kelner nakładając dodatkowe porcje na talerz. Nie możesz nic zostawić, ponieważ spotkać może cię złowieszcze spojrzenie kucharki i jej uszczypliwy komentarz. Ale nie da się zostawić , czegoś co tak niesamowicie smakuje.
GORĄCO POLECAMY!
Dziś wracamy do Lizbony...
A start samolotu to najgorszy start ever! Tak wieje od oceanu, że samolot tańczy i obraca się na płycie lotniska. Myślałam, że zginiemy! Nigdy się tak nie bałam. W końcu aeroporto Madeira to drugie najniebezpieczniejsze lotnisko w Europie i dziewiąte na świecie!