Jak tu pieknie, chociaż surowość ziemi mnie przeraża... wszędzie wyjałowiona ziemia, wysuszone jej plony, 90% państwa jest zubarnizowane? Nie widać tego, pomijając kamienne murki wyznaczające poletka uprawne, na których suuuucho, że aż trzeszczy.
Po lewej stronie jest dość dziwnie, pod prąd też nam się zdarzyło jechać hehe...
Ale powracając do sedna.... jedziemy do Valetty. Widok na port z upper barraka ( ogródów Valetty) na port jest najpiękniejszy. Lazurowa woda w kontraście z piaskowym kolorem budynków, małe jachciki, żaglówki pływające po porcie, inne zacumowane po przeciwnej stronie.... Valletta swoimi wąskimi uliczkami przypomina Alfamę, w końcu w Portugalii Maurowie bywali wiekami a ich kultura w Lizbonie jest głęboko zakorzeniona, dlatego Valletta niczym Lizbona uwodzi mnie swoją wyjątkowością. Piękne krużganki, wykusze i fikuśne balkoniki na których wisi pranie przy boku Najświętszej Panienki, jest niewątpliwie wspaniałe. Widok na morze przypomina ten z San Francisco. Niemniej jednak Valletta niczym nieśmiała europejka wędruje po świecie nabierając barw orientu...
Wieczorem jedziemy do Marsaskali i do trzech miast podziwiać Vallettę z innej perspektywy.