Nocny pociąg okazał się niezłą przygodą, jak i miłym wspomnieniem pociągu relacji Odessa-Lwów, kiedy to byłam na Ukrainie. Byly kuszetki, ten sam rozkład w wagonie. Tylko ludzie inni, nade mną był Ormianin wyglądający jak Cher, a za scianą grupa roześmianych Irańczyków. Jeśli myślicie, że włoskie pistacje sa najlepsze na świecie, to grubo się mylicie. Irańskie pistacje i generalnie orzechy są tak wspaniałe, że lepszych chyba już nigdy nie zjem. Irańczycy korzystając z okazji, że są poza granicami swojego kraju, korzystali z dobrodziejstw i pili zabroniony alkohol. Było bardzo śmiesznie.
Rano, o godz 7 byliśmy już w Erywaniu. Dziwne miasto, własciwie jakby wymarłe, ale cóż się dziwić o tej godzinie. Po przeczytaniu wielu opini o mieście, zdecydowaliśmy, że nie chcemy zostawać tu zbyt dlugo. Kupiliśmy bilety powrotne do Tblisi za 3 dni i ruszyliśmy tam, gdzie czekało na nas wcześniej zarezerwowane auto. Kurs taksówką kosztował nas do centrum 2000 dram. Pan taksówkarz nie wzbudzał zaufania, czuliśmy, że chce na nas dużo zarobić, jak się okazało przepłaciliśmy całe 1000 dram czyli 8 zł. ;)
W centrum wynajeliśmy Suzuki Jimny. Najgorze auto ever. Fatalnie się nim jeździło. Ale... zanim wyjechaliśmy w podróż przed siebie wróciliśmy na dworzec. A tu ku naszemu zaskoczeniu pełno ludzi. Okazało się, że coziennie rano odbywa się tutaj targ warzywno-owocowy. Kupiliśmy zatem miejscowe sery, przepyszne ormiańskie sery, za grosze. Wymieniliśmy gotówke w kantorze i ruszyliśmy do Eczymiadzynu- Ormiańskiego kościelnego centrum- jakby ormiański Watykan.