Rano przybyliśmy do Chiang Mai. Zameldowaliśmy się blisko bramy miejskiej i ruszyliśmy na miasto. Mieliśmy duże szczęscie ponieważ przybyliśmy w niedzielę,bo po zmroku - szczególnie w weekendy - ulice Chiang Mai zamieniają się w jedno wielkie targowisko. Pojawiają się setki oświetlanych przenośnymi lampami kramów. Oferta obejmuje wszystko: od street foodu, po rękodzieło i tradycyjne ubrania.
To prawdziwy raj dla osób lubiących zakupy. Jeżeli nawet nie planujemy sprawunków, przemierzanie targowiska może być świetnym sposobem, by poznać tajską rzeczywistość - chociaż pomiędzy kramami kręci się sporo turystów, tego typu miejsca powstają przede wszystkim z myślą o miejscowych. Największe targowisko pojawia się właśnie w niedzielny wieczór na Rachadamnoen Road. Ulica, przecinająca stare miasto, wyłączana jest na ten czas z ruchu samochodowego. Miejsce aut zajmują kramy, na których kupić można zarówno lampki, plastikowe pudełka, akcesoria erotyczne, tandetne świecidełka, jak elektronikę, batik, rękodzieło, świetne jakościowo ubrania, szale z paszminy lub kaszmiru za grosze!!!!! trochę antyków i całą masę naturalnych kosmetyków. RAJ!
My korzystamy również z oferty masażu stóp, a także wchodzimy do miejscowego baru z muzyką na żywo. Wybieramy ten w którym grają bluesa... po TAJSKU :) Kochamy bluesa a w tajskim wydaniu jest naprawdę przyjemny, zwłaszcza, że grany jest na regionalnych instrumentach.