5:55 pociąg z Hua Lamphong za 48 Bathów czyli niecałe 5 zł.
Podróż do granicy upływa w sumie dość błogo, za oknem cudowne krajobrazy pól ryżowych, ciepło, pociąg niespiesznie zbliża się do granicy z Kambodżą. Wysiadamy na ostatniej stacji, znajdujemy Tuk tukowca który wiezie nas za 80 bathów ( utargowane z 160) na granicę. Wybraliśmy najlepszego, który wszystkich wyprzedza i na granicę dojeżdżamy jako jedni z pierwszych. Na szczęscie mamy ze sobą e-visy, może i wybraliśmy droższą opcję ( 30 dolarów za vise) to jednak nie czekamy ani w kolejce, ani nikt nie naciąga nas na mierzenie i ważenie ani okazanie aktualnej książeczki szczepień. Różnych rzeczy się naczytaliśmy, że korupcja kwitnie a przejazd jest chyba z najbardziej koszmarnych w czasie całej podróży. Nam o dziwo się udaje, szybko i gladko.
Znależlismy nawet kierowcę, ktory wiezie nas z granicy do Siem Reab za 25 dolarów ( utargowane z 40 ). Podróż trwa prawie 3 godziny.
I otóż zaczyna się to, co przeczytaliśmy na wielu forach internetowych, Kierowca zawozi nas na przedmieścia, gdzie podjeżdża ekskluzywny tuk-tukowiec i oferuje dalszą wycieczkę za 5 dolców. Niestety trafił na madrych turystów, którzy przygotowani są na różne takie sytuacje. Zaczynamy jakiś półgodzinny dialog, nie poddając się i oferując w takim razie 20 dolarów dla kierowcy i 5 dolarow dla tuktukowca, a jeśli nie to żadnemu nic nie płacimy i szukamy innego transportu. Nie chce wiedzieć jak nas wyzywali w swoim języku. ale nie uwierzyliśmy w strażnika miasta sprawdzającego tablice rejestracyjne przyjezdnych. Kierowca poddaje się nie wierząc w powodzenie i swoje oszustwo i zawozi nas do naszego hosteliku Angkor Sweet Home w centrum maista za 25 zł za nocleg. ( polecamy).
Zrzucamy bety, kąpiemy się i wychodzimy do miasta.
Czuję sie jak w Las Vegas. Jest tu doslownie wszystko.