Po Pico Ruivo, mamy jeszcze czas na CALDEIRAO VERDE, ponoć jedną z najciekawszych maderskich lewad.
Szlak rozpoczyna się w Parku Leśnym Queimadas.
Lewada Caldeirão Verde jest imponującym dziełem sztuki. Rozpoczyna się w głównym korycie strumienia potoku Verde Caldeirão. Przechodząc przez strome klify i góry, woda spływa z najwyższych szczytów na Maderze, wykorzystywana do nawadniania gruntów gospodarstw rolnych gminy Faial.
W Parku Leśnym Queimadas znajduje się schronisko (Casa de Abrigo das Queimadas), które zachowuje oryginalne cechy typowych domów w Santanie, w tym cudowne dachy kryte strzechą.
Wspomnieć należy o wspaniałych okazach eleganckich cedrów japońskich , buku zwyczajnego, czy jałowca kanaryjskiego.
Na lewadzie, są cztery tunele... drugi jest najdłuższy. Niezbędna latarka.
Niestety, zaczęło się ściemniać, musieliśmy zawracać i dobrze zrobiliśmy bo musielismy dojechać do Seixal. W drodze powrotnej spotykamy Janusza i Lucynę, dali nam snikersa, gdyż mądrzy Lennonkowie zapomnieli wziąc coś do jedzenia, Po Pico Ruivo i Caladeiro Verde byliśmy wyczerpani. Snikers uratował nam życie.
A w drodze do Seixal.... balony na każdym przydrożnym drzewie, lampie, samochodzie, kwiaty na ulicach tysiące ludzi... wszyscy na nas czekają, każdy nam macha... i tak przez 20 km. Droga w górę i w dół, w górę i w dół. Mocca nie dawała czasami rady.... jedziemy, jedziemy.... a tu pielgrzymka z Matką Boską Fatimską... helikopter, kamery, będziemy w telewizji hehe...
W Seixal, pokój już na nas czeka a w domku Magna. Czeka na nas z home made Poncha, ciasteczkami. Siedzieliśmy razem do późnych godzin nocnych, gawędząc o Saudade, podróżach Magny oraz jej skomplikowanym życiu. Magna... Najfajniejsza osoba tej podróży.
W Seixal, wszystkie knajpki o tej porze roku zamykają o godz 20.
Są tu naturalne baseny, ale mimo wszystko turystów brak, wszyscy siedzą w Porto Moniz, które jest przesycone zabudową hotelową, a naturalne baseny są niczym akwaria. Nie dla nas... my lubimy naturę i przygody. Polecamy Seixal