Pobudka jeszcze w Kutaisi, świeżość powietrza o poranku unosiła się w powietrzu. Pan domu spakował nam na wynos domowe wino i zapewniał, że na lotnisku na pewno przejdzie i będziemy mieć na wieczór. Lot mieliśmy o 12.30 samolocikiem linii Vaniliasky. Na lotnisku, nikogo nie ma, jakby lotnisko widmo. 15 osób czeka razem z nami na awionetkę. Kontrola celna rzeczywiście przebiega bezproblemowo, na pokład wnosimy wino i 2 litrową butelkę wody i ruszamy do najmniejsego samolociku na lotnisku. Awionetka ma dwa śmigiełka na skrzydłach, bagaże są zmagazynowane za naszymi siedzeniami. W środku przeraźliwie głośno, ruszamy w podróż z otwartymi okienkami. Śmieszne przeżycie. Piloci na widoku a za oknem cudownie wysoki Kaukaz spowity chmurami , gdzieniegdzie odsłaniający swoje lico. Każdy mały podmuch powietrza rzuca awionetką na lewo i praco, w górę i w dół.
Jedno z najbardziej ciekawych i niezwykłych doświadczeń w moim życiu.
Lądujemy po 40 minutach w Mestii, Port Lotniczy może ma ze 100m2 i jest w kształcie pionowej litery L.
Witają nas wierze obronne, których jest naprawdę masa. Niestety pogoda nas nie rozpieszcza. Kaukaz chyba nas nie lubi.
Mimo wszystko nie boimy się deszczu, ubieramy się cieplej i idziemy na spacer. Wszędobylskie krowy,kroczą dumnie po ulicach, nie bojąc się niczego. Wchodzimy na zieloną górę,na której stoi kościółek. Jest pięknie