Właściwie wyprawę do Zurychu podjęłam jeszcze w domu, ponieważ z możliwych jednodniowych wycieczek do wyboru miałam Lucernę, Berno i Zurych. Wybrałam Zurych ze względu na swą historię i popularność w świecie. Niestety miasto, nie powaliło mnie na kolana. Odniosłam podobne wrażenie jak w Bazylei. Pusto i cicho... byle nikomu nie przeszkadzać. Miasto bardzo zadbane, czyściutkie, wąskie uliczki, zadbane kamienice... jest tu wszystko, co mogłoby tworzyć wspaniały klimat tętniącego życiem miasta... niestety... miasto ani nie tętni, ani nie ma w nim żadnych form życia, prócz form życia w postaci turystów z chin robiących każdemu pieskowi, koteczkowi, spotkanemu na ulicy....
Zurych jako ośrodek liberalnej myśli przyciągał w przeszłości wspaniałe osobistości jak Goethe, Einstein, Wagner a nawet Trocki-kochanek mej ulubienicy Fridy... jednak mimo swej liberalności, w mieście wieje pustką. Czy Ci wszyscy piękni, ludzie zaszyli się w swoich domach i przez okno obserwowali przechodniów, gwałcących ich prawa, wyrzucających papierki na ulice, tylko po to by zadzwonić na policję i poinformować o zakłócaniu spokoju? No bo tak... cisza obowiązuje wszystkich od godz 12-16. Nawet na ulicach...
Nawet łabędzie z łyskami pływające po Zurichsee nie gdaczą na widok chleba... trochę to smutne, nie w moim stylu.
Mimo odbijających się pięknych dzwonnic, wież zegarowych w lśniących wodach jeziora to miastu brakuje magii.
Jedynie powrót koleją do Bazylei jest już trochę bardziej wesoły. Konduktor jest miły, rozśmiesza dzieci a my jemy kanapki i pijemy kawę z termosu, bo na mieście tak drogo, że ledwie starcza nam pieniędzy.
I może was oburzyć, pomyślicie, co za chytruska... ale płacić 30 zł za filiżankę cappuccino bądź miseczusię ( bo miską tego nie można nazwać) zupy 80 zł, to niekoniecznie w moim stylu
koszty:
Bilet do Zurychu z Bazylei = 76CHF
Zupa z grzankami =20 CHF
Kawa= 6 CHF
Herbata ( kubek nie dzbanek) = 5 CHF