Nasz nocleg jest właściwe blisko Medyny, właściwie przylega do jej murów, ale trzeba iść troszkę by trafić na główne wejście przez plac
Dżamaa al-Fina. Jest jeszcze wcześnie by działy się cuda na placu, ale już o godzinie 10 widać pierwszych zaklinaczy węży, malujacych henną, kuglarzy i tancerzy. NIe ukryję,że robi to dla mnie olbrzymie wrażenie. Zahipnotyzowane dźwiękami kobry, małpy na smyczy. Na pierwszy rzut oka wygląda to jak jeden wielki bazar, ale to tutaj co wieczór odbywa się wielki targ ze straganami restauracyjnymi. Wokół nich gromadzą się kuglarze,wróżbici, berberyjscy opowiadacze legend i historii, bębniarze, muzycy gnawa, zaklinacze węży, samozwańczy uzdrawiacze i dentyści.
Wędrując po placu, możemy nawet nie zauważyć momentu, w którym znajdziemy się już na marrakeszańskim suku. Setki sklepików oferują tu ogromny wybór marokańskiego rękodzieła, które często powstaje na oczach turysty w małych warsztatach. Zręczność rzemieślników zasługuje na ogromny podziw, można się tu przekonać, jakie użytkowe dzieła sztuki są w stanie wytworzyć ludzkie ręce i proste narzędzia.
Medresa Alego ibn Jusufa , XIV-wieczna szkoła koraniczna, należy do moich ulubionych miejsc w Marrakeszu. Zbudowana przez andaluzyjskich architektów daje przykład wczesnoislamskiego kunsztu zdobniczego. Tradycyjne majoliki „zellidż”, rzeźbione sklepienia z drewna cedrowego i stiuki pokrywają całą powierzchnię medresy. Trudno sobie wyobrazić, jakiego nakładu ręcznej pracy ta doskonałość wymagała. Wśród zdobień ukryte są wersety z Koranu, a najczęściej powtarzanym jest „bismillah”, czyli „w imię Boga”.