Szefszawen- wspaniałe błękitne miasto.

Wstaliśmy koło 6 by ominąć uliczny ruch w Marrakechu, mgły owiewały drogę, w tle było widać wysoki atlas. Piękne widoki z trasy, w sam raz na początek trudnego dnia. Caly dzień w samochodzie a im bliżej Szewszawenu tym bardziej deszczowo. Po drodze złapała nas taka ulewa, że modliłam się w duszy by choć w błękitnym mieście zastało nas słońce , lub choć jego przebłyski. na miejscu byliśmy między 14 a 15, a moje modlitwy były wysłuchane. W mieście widać było ślady po deszczu lecz na całe szczęście na nasz przyjazd była luka pogodowa.
Za autostradę zapłaciliśmy dość sporo, około 250 dirhamów czyli jakieś 25 Euro. Dokładnie już nie pamiętam, ale warto było skrócić sobie czas przejazdu, by załapać się na spędzenie miłego afternoon w blue city.
Za parking zapłaciliśmy 20 dirhamów, a pan parkingowy chciał nas zabrać na pole marihuany, odmówiliśmy grzecznie i powiedzieliśmy
"next time".
Miasto szczerze mówiąc powaliło mnie na kolana.
Ze względu na swoją odległość od innych ciekawych atrakcji Maroka, nawet przez chwilę zastanawiałam się czy sobie nie odpuścić odwiedzenia Szewszawenu, ale nie żałuję. Przerosło moje najśmielsze oczekiwania i zachwyciło do szpiku kości. To moje miejsce, mogę tu zamieszkać choćby dziś. Zająć się tkaniem dywanów i sprzedawać je turystom. A znając mój zmysł estetyczny na pewno byłyby to najpiękniejsze marokańskie dywany.
W mieście można dostać oczopląsu, przynajmniej ja miałam typowe objawy. Nie wiedziałam gdzie patrzeć, wszędzie pięknie.
Niestety zbyt szybko zaczęło się robić ciemno i musieliśmy zostawić Szewszawen i tego samego dnia udać jeszcze się w stronę Fezu.
Po drodze mieliśmy dwie kontrole drogówki. Ale na całe szczęscie bez problemów. Jeździmy przepisowo, to i obyło się bez mandatów.

Zdjęcia (13)

Komentarze (0)